Moi rodzice bardzo dobrze gotowali - zwłaszcza Tata (no, on to do dziś ;-) Dlatego pewnie tak się zdziwiłam, gdy pierwszy raz spróbowałam mizerii w restaturacji: plasterki ogórka w odrobinie słonej śmietany. Jeszcze później się przekonałam, że mizerii można zrobić jeszcze większą krzywdę: dodać do niej cebuli, która skutecznie zagłuszy smak ogórków.
Gotowanie w moim domu rodzinnym to była poważna sprawa, zwłaszcza w niedziele (kiedyś soboty były pracujące, wiecie?). Posiłki się celebrowało, ale ich przygotowanie również. Mama ogórki (często z własnego ogródka) cieniusieńko obierała (o wiele cieniej, niż ja obieraczką), a następnie kroiła na cieniutkie, prawie przezroczyste, plasterki. Każdy dokładnie tak samo cieniutko. Robiła to wszystko zwykłym, kuchennym nożykiem, w powietrzu, bez pomocy deski. W tym czasie tata doprawiał śmietanę: trochę soli, trochę cukru i trochę octu (gdy z siostrą podrosłyśmy, wymogłyśmy zastąpienie octu sokiem z cytryny). Dodawał i mieszał, i próbował, i znów czegoś tam dodał, bo sos śmietanowy musiał mieć idealny balans smaku słodkiego, słonego i kwaśnego. Następnie mieszało się ogórki ze śmietaną w misce bardzo starannie.
Ja czasami dorzucam jeszcze trochę drobno pokrojonego koperku, ale to już raczej nadmiar, niż konieczność.
W domu moich rodziców ogromną wagę przykładało się do jakości ziemniaków. Jakimś magicznym sposobem rodzice wieleli, które ziemniaki są dobre na zupę, które do ugotowania w mundurkach, w które (największe, mączyste) na kartoflak.
Ziemniaki podane do drugiego dania zawsze były starannie odparowane i dokładnie ubite. Czsem był to ten rodzaj najlepszych pod słońcem ziemniaków, które nie potrzebowały dodatków. Były to ziemniaki białe, po uprużeniu puszyste i bardzo smaczne, ładnie pachnące.
Gorszy rodzaj ziemniaków (albo ziemniaki długo przechowywane, pod koniec zimy) rodzice ratowali dodatkami: czasem była to dobra, kwaśna, wiejska śmietana, czasem równie dobre masło ... Czasami do garnka z ziemniakami trafiała nawet łyżka smalcu własnej roboty, z jabłkiem i cebulą. Młode ziemniaki podawało się obowiązkowo z dużą porcją pokrojonego, zielonego koperku, a czasem wręcz ziemniaki gotowały się z całymi gałęziami kopru, szczypioru lub pietruszki.
Mnóstwo osób nie przywiązuje wagi do smaku ziemniaków, traktując je jako tani wypełniacz. Obrać, pokroić w kawałki, ugotować i rzucić na talerze.
A wystarczy tak niewiele - odrobina starania - aby nawet najskromniejszy, najbiedniejszy obiad był naprawdę smaczny ....
Komentarze