Pewności nie mam, bo nie byłam, więc opieram się wyłącznie na źródłach pisanych i osobowych, ale podobno w Chinach osobną dziedziną sztuki kulinarnej są podróbki, np. kaczka po pekińsku z serka tofu. Obecnie nawet w Polsce można kupić parówki sojowe, a zmorą dzieci PRL były "wyroby czekoladopodobne".
A mój tata robił fałszywy móżdżek, zupełnie bezmięsny (choć lubił i robił też ten prawdziwy, z cielęcego mózgu - ja zresztą też to robię, ale rzadko, gdy męża i syna nie ma w domu ...).
Na fałszywy móżdżek na jedną osobę bierzemyy: 1 łyżkę oleju lub oliwy, 1 małą cebulę, dwa jajka, łyżeczkę drożdży (do tego przepisu muszą być prawdziwe, choć często używam suszonych), sól, pieprz i natkę pietruszki.
Cebulę obieramy, drobno kroimy i szklimy na oleju. W miseczce ubijamy jajka z łyżką wody lub mleka (dla pulchności) z solą i pieprzem. Na patelnię wkruszamy drożdże, przesmażamy dosłownie chwilę i wlewamy jajka. Smażymy do zwykłej (lubianej przez siebie) fazy ścięcia.
Tak, jak prawdziwy módżek, tak i jajecznica go udającą bardzo dobrze smakuje na grance, w ostatnim momencie posypana natką pietruszki.
Mam nadzieję, że się choć trochę zrehabilitowałam po wpisie popielcowym ...